Darmowy poród rodzinny?

Bardzo chciałam mieć poród rodzinny.
No przynajmniej do pewnego momentu - do takiego w którym albo ja albo mąż powie "dość".
NFZ gwarantuje każdej kobiecie darmowy poród rodzinny.
No i to by było tyle.
Bo szpitale mają odrębne zdanie co do opłat za taki luksus.
Przynajmniej te w Kielcach.

Szpital przy ulicy Kościuszki, w którym ja rodziłam, do porodów rodzinnych ma przeznaczoną jedną salę. Nie wiem jak jest wyposażona, bo jej nie widziałam. 
Żeby na niej rodzić trzeba ukończyć ichniejszą szkołę rodzenia, która kosztuje bagatela 350 złotych.
Papierek z tej szkoły rodzenia pozwala także na poród w wodzie, który też chciałam mieć.
Ale ja leżałam na podtrzymaniu zamiast chodzić do szkoły rodzenia....
Nici zatem z moich planów.
Nie mogłam liczyć ani na poród rodzinny ani na poród w wodzie.
Może gdyby mąż wniósł opłatę w wysokości 350 złotych to załapałabym się chociaż na rodzinny.
Szpital znalazł sobie wymówkę w postaci tego, że płaci się za lepsze warunki.
Na ogólnej sali z kolei wg szpitala nie ma warunków.
Jaki z tego wniosek?
Poród rodzinny w tym szpitalu kosztuje 350 złotych.
Położne pomocne, z sympatią różnie bywa, ale pomagają.

Inny szpital - nie moja historia, bo tam nie rodziłam.
Szkoła rodzenia 250 złotych, reszta praktycznie identyczna jak w moim szpitalu.
Czyli płacisz masz...
Niby też za lepsze warunki.
Czyli za to, co w każdym normalnym kraju jest normą...
Z personelem bywa różnie...

Ja z tej normy miałam tylko piłkę.
A no i położna (a dobrze trafiłam) zaoferowała kubek wody, bo swojej zapomniałam.

Trzeci szpital - ponoć najlepsze warunki.
W końcu Centrum Matki i Noworodka.
Sprzęt najwyższej klasy.
Nowe, ponoć ładne sale.
Bezpłatna szkoła rodzenia.
Dwie sale do porodów rodzinnych.
Szpital na swej stronie chwali się tym, że bezpłatnie daje znieczulenie oraz gaz rozweselający.
Ale mimo to szpital nie cieszy się dobrą sławą ze względu na personel.
Nie wiem jak jest z porodami rodzinnymi, bo o tym czy szpital pobiera opłaty oczywiście nie ma mowy na stronie. Miejmy nadzieję, że nie.
Cóż z tego jak położne nie uczą, nie pokazują, nie współpracują z pacjentkami.
Pewnie są też w tym szpitalu takie, które wkładają całe serce w to co robią, ale niestety, przeważają złe opinie.

I gdzie rodzić?
Przy następnym dziecku mocno się zastanowię.

A jak wygląda to w Waszych miastach?



Anjamit

Ileż ja miałam szczęścia...

Ileż ja miałam szczęścia przy porodzie i karmieniu.
Tak, wiem, wiele o tym ostatnio na blogach - cóż, taka tematyka...

Na początku zaznaczam - to baaaaardzo długi post...

Gotowe na moją historię?

Przed porodem planowałam, że jak akcja porodowa sie zacznie to zadzwonimy do szpitala dowiedzieć, się czy przypadkiem na dyżurze nie ma pani X. 
Lekarka X jest w mojej opinii niemiła i olewa pacjentów - o tym jeszcze napiszę!

Niestety, skurcze od razu wystąpiły z częstotliwością co 5 minut i nie było czasu na dzwonienie i jeżdżenie po kieleckich porodówkach.
Pojechaliśmy i okazało się, że niestety Lekarka X ma dyżur.

Na szczęście poród przebiegł szybko i bez komplikacji. Nawet nie chce myśleć co by było, gdyby były komplikacje podczas dyżuru tej kobiety....

Po porodzie Hania leżała na moim brzuszku czołgając się do piersi, ale nie mogłam jej przystawić przed szyciem, bo ponoć mogłoby to zwiększyć krwawienie. Nie wiem czy tak jest, teraz trochę tego żałuję, a także tego, że nie poprosiłam o koc od razu, a dopiero jak się nam zimno zrobiło.
 Na czas szycia bliski kontakt był niewskazany, bo szycie mnie bolało mimo dwóch znieczuleń. Chciałam uciec z fotela, położne w obawie o to, że Hania mi upadnie zabrały ją do ważenia i mierzenia. Od razu ją tez ubrały.
 Moje małe zawiniątko dostałam po szyciu, wtedy też przystawiłam do piersi i....
Byłam szczęśliwa, bo Hania od razu się przyssała.
 Moja radość była jednak  zbyt szybka.

Hania nie ssała tak jak powinna. Zasypiała przy piersi bardzo prędko. Cały pierwszy dzień praktycznie spała. 
Położne przychodziły i pytały:
Ssie?
-Ssie.
Było siku?
-Było
To dobrze.

Tyle.

A ja wtedy nie wiedziałam, że źle to robię. Że dziecko mi się nie najada.

W nocy zaczął się dramat.

Hania płakała najgłośniej na oddziale.
Budziła wszystkie dzieci.
Była głodna mimo tego, że non stop wisiała na piersi.
Pokarm był, ale było go niewiele.

Hania płakała okropnie, a ja byłam tak zmęczona, że zasypiałam przy niej.

W końcu w środku nocy przyszły położne. Zabrały ode mnie Hanię i nie pytając o zdanie oznajmimy, my ją pani dokarmimy.
Po czym wlały Hance 5 ml mleka z kieliszka.
Zobaczyłam wówczas wielkie, gapiące się na mnie oczy.
Moje dziecko w końcu było najedzone.
Popłakałam się.

Byłam przerażona.
Miałam wrażenie, że położne mają mnie za taką, co to nie wie, że dziecko z głodu płacze.
Po jakimś czasie przyszła jedna z nich i powiedziała, że od rana uczymy się karmienia, bo dziecko za bardzo spadło z wagi i że nie wypuszczą mnie, dopóki nie będą miały pewności, że umiem karmić.

Kamień z serca mi spadł.

Rano, po obchodzie (na którym się dowiedziałam, że moje dziecko ma złamany obojczyk...)przyszła inna położna, taka z gatunku niemiłych...
I się zaczęło....
Ale zacisnęłam zęby, powiedziałam sobie, że mam w dupie jej podejście i brak uprzejmości dopóki wykonuje swoje obowiązki i uczy mnie jak karmić.

Pokazała mi jak przystawiać, sprawdzała, czy mała ssie i jak jest przyssana - dzięki temu myślę, uniknęłam poranionych sutków, choć nie znaczy to, że na początku nie bolało.
Miałam małą przystawiać na siedząco (Chryste Przenajświętszy, jak mnie to bolało...Nie cycki. Szwy, krocze, kość ogonowa, cały dół.......) i to co chwila, a po karmieniu odciągać, żeby pobudzić laktację.
Tak też robiłam. Aż do wyjścia ze szpitala następnego dnia.

W domu robiłam to samo, ale miałam wrażenie, że mamy powtórkę z rozrywki.
Pokarmu jakby mniej.
Piłam dużo, także herbatek laktacyjnych.
Odciągałam, przystawiałam Hanię, wybudzałam ją by nie zasypiała przy piersi.
A Hania stale płakała...
Ja razem z nią, przepraszając, że nie mogę jej wykarmić.
Mąż o 2 w nocy pojechał do apteki po mleko modyfikowane.
Długo zastanawialiśmy się czy je podać. 
Hanuszka zmęczona płaczem w końcu padła. 
Modyfikowane do tej pory leży nie tknięte (jeśli ktoś potrzebuje Bebilon 1 - oddam za darmo).

Następnego dnia przyszedł nawał.
Tak nagle.
Piersi skamieniały.
Bolały okropnie.
Robiły się guzki.
Hania nie chciała ssać, ja nie byłam w stanie odciągnąć ni kropli, nawet dotknąć piersi...
Na szczęście pamiętałam, co moja lekarka mówiła jednej pacjentce na oddziale patologii ciąży, na którym leżałam na podtrzymaniu.
CIEPŁE OKŁADY!
Jak mi to pomogło....
Mama poradziła okłady z liści kapusty - nie zdążyłam wypróbować, bo na moje szczęście same okłady pomogły.
A butelkę pet z gorąca woda miałam stale przy piersiach.
Rozluźniło to piersi tak, że mogłam ściągnąć nadmiar i przystawić Hanię.
Po karmieniu kilka razy robiłam zimne okłady - to pomogło przetrwać nawał.
Dopiero wtedy skończył się nasz dramat.

No, prawie.

Zaczął się inny.
Morze mleka mnie zalewało. Wkładki nie nadążały...Chodziłam cała mokra. do tego doszedł spadek hormonów i kryzys psychiczny. 
Płakałam bo byłam obolała, miałam wrażenie że śmierdzę tzw odchodami połogowymi i mlekiem.
Mimo częstych kąpieli.
Było mi źle.
Ale najważniejsze było to, że mojemu dziecku było dobrze.
To, że na twarz padaliśmy to rzecz oczywista.
Byliśmy sami.
Nie mogłam chodzić do szkoły rodzenia, bo leżałam na podtrzymaniu.
Nikt nam nie pomógł przy małej, bo moi rodzice przyjechać nie mogli, a teściowie przychodzili bardziej z wizytacją niż z wizytą i Młodej na ręce wziąć nie chcieli nawet na chwilę.
Tyle, że obiady mieliśmy zapewnione.
Pierwszą kąpiel ogarnęliśmy sami - to naprawdę, żaden wyczyn. 
Mój mąż spisał się na medal - to trzymał Hanię, to on ją przebierał.
Ja się bałam o pępowinę.

Ciężko było z innego powodu.
Narodziny Hani zmobilizowały męża do napisania pracy magisterskiej.
Wybrał idealny wprost moment na to - okres mojego połogu...
Całymi dniami i nocami siedział i pisał, Hanią zajmując się wtedy gdy ja nie miałam już siły.

Po tygodniu przyszła położna, obejrzała Hanię, popatrzyła na to jak przystawiam, odpowiedziała na spisane przeze mnie pytania. Choć nie ze wszystkim się zgodziłam (choćby z przemywaniem piersi), to pani Basia, to złoty człowiek i dobra położna.
Pomogła bardzo.
Przyszła jeszcze raz potem, ale zawsze w razie wątpliwości mogłam do niej zadzwonić.
Nigdy nie odmówiła pomocy.

Wiele wsparcia miałam ze strony mamy.
Sama nie karmiła mnie piersią długo. Mówiła, że prędko straciła pokarm - teraz obie wiemy, że był to kryzys laktacyjny.
Mama nie miała tyle wsparcia ile ja, wiedza na temat laktacji była wówczas znikoma.
Inne czasy....

Wiele też z mężem czytaliśmy w sieci.
Wiem, że można wyczytać wiele bzdur.
Ja czytam bardzo uważnie i analizuję - niczego nie biorę za pewnik.
Wiele wypowiedzi na forach pokierowało nami na właściwe tory:)

Daliśmy radę:)

Miedzy innymi, dlatego, że miałam szczęście.
Miałam lekki poród, Hania nie miała większych problemów ze ssaniem, a ja na swojej drodze trafiłam na kompetentne osoby. Pobyt na podtrzymaniu w szpitalu też okazał się rzeczą dobrą, bo tam dowiedziałam się co robić w przypadku zatorów, zapaleń, nawału pokarmu...
Miałam szczęście, bo choć mojej mamy nie było obok, to była i jest po t
telefonem 24 na dobę. Jeśli czegoś nie wie, to mówi wprost, nie wymądrza się. Wspiera bardzo, nawet teraz kiedy sama potrzebuje wsparcia.
Miałam szczęście, bo nie trafiłam na niekompetentnych lekarzy i położne, tak jak niektóre dziewczyny rodzące w tym samym czasie.

Wiem, że moje nastawienie do karmienia mogłoby być inne gdybym tego szczęścia nie miała.

To nasza historia.
Na sposób karmienia duży wpływ maja okoliczności, ludzie jacy stają na naszej drodze. To jest zawsze składowa wielu czyników.
Można bardzo chcieć i karmić pokonawszy problemy.
Można bardzo chcieć i nie móc karmić, z wielu powodów.

Mam nadzieję, że moja historia komuś pomoże:)
W jakiś sposób...
:)

Zapomniałam dodać i szczerze podziekować
Małgosi i Ani z kieleckiego klubu mam, na które mogłam i mogę liczyć, kiedy czegoś nie wiem, kiedy mam pytania, wątpliwości.
Bez Was dziewczyny byłoby mi o wiele trudniej!
Dziękuję, że jesteście!
Anjamit

Kalenarz wędruje do....

Kalendarz powędruje do....







Anna


GRATULUJEMY:)


Proszę o adres do wysyłki:)

Anjamit

Jeszcze tylko jutro...

Przypominam o kalendarzowym candy, które kończy się jutro.
Do jutra do północy macie czas na to żeby się dopisać, ewentualnie by nadesłać inspirację i zarobić dodatkowy punkt:)

Dodatkowe punkty za inspiracje mają:
Hafija,
Takatycia,
Pomieszane -Poplątane
Mama Niusia

Propozycje można przysyłać mailem, przez FB lub publikować na blogu, tylko dajcie mi znać choćby w komentarzu zostawiając link.
Inspiracje mają być Wasze - tzn wykonane przez Was, nie chciałabym otrzymać zdjęć wyszukanych w internecie;)
Z reszta nie muszą to być zdjęcia, mogą być same propozycje:)


Anjamit

O odporności słów kilka...

Pogodę mamy jaką mamy.

Obecna pora roku sprzyja przeróżnym infekcjom, a nikt z nas chorować nie lubi i chyba nie ma takiego rodzica, który cieszyłby się z choroby dziecka.
Warto przyjrzeć się odporności naszej i naszych dzieci.
Mam nadzieję, że poniższy post pomoże też kobietom, które jeszcze są w ciąży lub niedawno rodziły.

Dzieci rodzone zimą mają z reguły lepszą odporność, ze względu na to, że mamusie latem miały pod dostatkiem witamin w naturalnej postaci.
Nie ma co się oszukiwać, że preparaty witaminowe są dobre.
Gorzej się wchłaniają, są gorzej tolerowane i obciążają układ trawienny.
Poza tym to są sztuczne witaminy. 

Zatem zasadą numer jeden jest niepodawanie dziecku witaminek w tabletkach (poza wyjątkami, kiedy witaminy zaleci lekarz na wyleczenie ich niedoboru!). 
Witaminizowane tabletki mogą zwiększać łaknienie, a zatem ryzyko tycia.

Zasada numer dwa - zbilansowana dieta! 
Zimą o to ciężej, dlatego zawsze warto zadbać o to wcześniej, robiąc przetwory, a najlepiej mrożąc np owoce lub owocowe musy.
Posiłki powinny być regularne i dostosowane do pory roku. Muszą być bardziej treściwe.
Źle odżywiony organizm jest bardziej podatny na infekcje - warto się zatem przyjrzeć diecie swojej i dziecka.
Słoiczki nie zawierają odpowiednich witamin i minerałów i należy to sobie uświadomić.
Są wielokrotnie przetwarzane.

Trzecia zasada - mróz czy gorsza pogoda nie są przeszkodą dla choćby krótkiego spaceru.
 Wystarczy się ciepło ubrać. Byle nie za ciepło....
Hanka pierwszy spacer zaliczyła po tygodniu werandowania, gdy na dworze było -15 czy - 20 stopni.
Miała wtedy 3 czy 4 tygodnie...
Teściowa chciała zejść na zawał, teraz przyznaje racje. 
Młodej nic nie było.

Czwartą zasadą jest KATEGORYCZNE NIEPRZEGRZEWANIE DZIECKA!
 Noworodek owszem musi mieć jedną warstwę więcej niż dorosły, bo nie wyrobił sobie jeszcze systemu termoregulacji. Ale noworodek to dziecko do miesiąca a nie do ukończenia roku.
Poza tym jeśli w mieszkaniu mamy o zgrozo 25 lub więcej stopni, to nawet noworodek może być lekko ubrany.

Na spacerze zimowym dziecko nie musi być ubrane we wszystkie ubranka jakie ma.
Normalne ubranie: podkoszulek/ body plus bluzka (w mroźne dni bluza do tego), rajtki lub grube skarpety i spodnie wystarczą, bo przecież dziecku zakładamy jeszcze kombinezon lub kurtkę.
Wkładanie do wózka malca opatulonego w kombinezon, przykrywanie go kocem i pokrywą wózka jest naprawdę zbędne. 
Malcowi ma być ciepło, ale nie za ciepło!

Kolejna, piąta zasada - wietrzenie mieszkania, utrzymywanie stałej, niewysokiej temperatury i nawilżanie powietrza, to kolejna rzecz, która pomaga w  zapobieganiu infekcji.
Kiedy temperatura jest za wysoka, a powietrze za suche śluzówki obsychają. A to one, między innymi, chronią drogi oddechowe przed infekcjami.

Zasada szósta - jeśli możesz karm piersią. Jeśli nie, trudno, to ułatwia i poprawia odporność ale bez tego dziecko przeżyje;) I też może mieć niezłą odporność:)
Jeśli nie możesz karmić piersią to spróbuj podczas rozszerzania diety wprowadzić olej kokosowy (dobrej jakości!). Zawiera on ten sam składnik co mleko matki.To on jest odpowiedzialny za wspieranie układu immunologicznego. Pisałam o tym tutaj.

Zasada siódma, która powinna być zasadą numer 1 - nie chowaj dziecka w sterylnych warunkach!!!
To pierwszy krok do zabicia naturalnego systemu obronnego organizmu.
Jeśli smoczek upadnie na podłogę, nie parz go, tylko opłucz pod bieżącą wodą. Co innego jeśli upadnie w brudne miejsce.
Nie wyparzam też po każdym użyciu butelek Hani, a sama Hanka pcha do buzi prawie wszystko. Nie pozwalam jej tylko brać rzeczy, które mogłyby poważnie zaszkodzić. No i pilnuję kociej kuwety i kocich misek;)

Nie wiem co jeszcze...
Jeśli Wy macie jakieś patenty piszcie w komentarzach:)
Postaram się dołączać do listy:)
Chcę aby ten post miał charakter otwarty:)

Dodam, że ja jestem typem chorowitym.
Hanka ma z kolei 10 miesięcy i w tym czasie miała raz katar i raz złapała coś, bo jej zęby szły, a ja nie pomyślałam i dopuściłam do kontaktu z niedoleczonym dzieckiem.
(Edit, 13:00)
Hanuszka miała wielokrotnie kontakt z chorymi - my sami mieliśmy różne infekcje, włączając wirusa  coxsackie, który wywołuje m.in u dzieci chorobę bostońską.
Ona sama nie zaraziła się od nikogo.





Anjamit

Przeprowadzka rozpoczęta:)

Dziś przewieźliśmy pierwsze pudła więc przeprowadzkę można uznać za rozpoczętą:)

Raz jeszcze rzuciłam okiem na mieszkanie, które tak dobrze już znam, a które za kilkanaście dni będzie nasze. No, tak trochę nasze:)

Wiem, gdzie postawię zmywarkę i tyle wiem:)

Czekam z niecierpliwością.

Czekamy:)

A to mieszkanie zostawimy dokładnie w takim stanie w jakim je odebraliśmy.
Z rozwalającą się podłogą i ze stertą plastikowych rupieci robiących za półki, które na samym początku znieśliśmy do piwnicy....

A skoro właścicielka postawiła sprawę jasno, że mamy zabrać wszystko, to co "włożyliśmy" w mieszkanie, to wykręcimy NASZ  bezpiecznik, założymy stary (prąd będzie wywalało za każdym razem jak włączony będzie telewizor i pralka). Wykręcimy też śrubę z rury kanalizacyjnej, którą w miejsce wywierconej dziury włożył teść. Trzeba było udrożnić rury, bo wodę i cały syf wywalało w wannie i w umywalce w kuchni. 
Właścicielka nawet nie zapytała czy cokolwiek trzeba zapłacić za zlikwidowanie problemu.

Ja naprawdę nie jestem złośliwa ani mściwa - gdybym była to powiedziałabym tej pani, że dopóki nie odda nam pieniędzy to my się nie wyniesiemy.
Jest sezon zimowy, my mamy małe dziecko - jesteśmy nietykalni. Nawet z nakazem eksmisji nic by nam nie zrobiła dopóki miasto nie przyznałoby nam mieszkania.
To byłaby jazda po bandzie i przeszło mi to przez myśl.
Ale ja naprawdę nie mam ochoty na takie akcje - to byłoby poniżej mojego poziomu.
Poza tym nie po to czekałam dwa lata na mieszkanie w tej kamienicy, żeby się teraz babrać....

W dodatku kto wie, czy nie wyjdę w końcu na prostą z pracą.
Dostałam pewną propozycję i to poważną.
W zasadzie do omówienia pozostaje tylko kwestia opieki nad Hanuszką - żłobek czy opiekunka, no i podpisanie umowy na okres próbny, a to po to, żebym miała czas się doedukować i załatwić formalności w dotychczasowych miejscach pracy.

Mimo wszystko trzymajcie kciuki, żeby się udało.
Żeby znów nie okazało się, że moja radość była przedwczesna.

A Hanuszka?
Hanuszka nauczyła się siadać z podparciem z pozycji stojącej. 
Jak ma ochotę to ładnie podaje rączkę na przywitanie:D (zasługa dziadka)
Nieświadomie ale ochoczo kręci głową na NIE (zasługa tatusia:/)


Dobrych snów!


Anjamit

Co oko widziało/ Dziwne rodaków rozmowy

Kolejny tydzień czas zacząć.
W ubiegłym Oko widziało między innymi olbrzymie bombki przed galerią "Korona.
 Jeszcze bez przejścia.
Może w tym tygodniu Oko zobaczy bombki od wewnątrz? 
:)




Chrupka na spacerze musi być!


Ale tym razem owsiankę jem sama!

Podczas zabaw na spotkaniu grupy zabawowej:)

Tez na grupie zabawowej:)


To też na spotkaniu...


To ja ci mamo pomogę:)


Zaczynamy pakowanie:)



Z cyklu Dziwne rodaków rozmowy...


Występują:
Ja 
Właścicielka mieszkania
Pan od paneli
Przyszła lokatorka

Ja: Troszkę nam przykro, że nie chciała się pani z nami dogadać odnośnie paneli, bo chcieliśmy przecież położyć.

Właścicielka: Ale ja nie miałam takiej potrzeby.

Ja: Ja rozumiem, mimo tego przykro nam, bo powiedziała pani, że tamta pani ma małe dziecko. My też mamy, a chcieliśmy położyć za własne pieniądze.

Właścicielka: Ta pani to rodzina, ja jestem ciocią.

Ja: Ja to wszystko rozumiem, ale....

Właścicielka: No to dlatego Wy wychodzicie...

Ja: Zgadza się, wychodzimy, bo tam są lepsze warunki.

Właścicielka: No i tak ma być....


The end



Wiecie co?
Nawet komentować mi się tego nie che....

Skąpy i chytry dwa razy traci.
Miałaby położone panele i to porządnie, za cenę samych materiałów.
A tak będzie płaciła za robociznę...

Dodam tylko, że kuchnia tez ma być remontowana i ściany w mieszkaniu mają być malowane.
A rzekoma pani z rodziny, raz jest nazywana koleżanką, raz osobą z rodziny.

Kobieta nie ma jaj żeby normalnie rozmawiać jak dorosły człowiek.
W naszych oczach pani Małgorzata A. straciła honor.

-Pani Małgosiu, jeśli samej sobie robi się szmatę z gęby, to doprawdy, nie wypada mówić o sobie jak o osobie honorowej!
 
Amen.


Anjamit

Córeczka tatusia

Uwielbiam patrzeć na ich relacje.
Na to, jak z każdym dniem stają się sobie bliżsi.
Jak na siebie patrzą, jak okazują sobie czułości.

Mowa oczywiście o Hanuszce i moim mężu.

Kiedyś, jak Hanuszka była leżącym robaczkiem, mąż zajmował się nią jak ja nie byłam w stanie, nie było mnie lub kiedy to na nim wymusiłam.
Hania z resztą wolała spędzać czas ze mną i tylko czasami upierała się przy tym, by do snu utulił tatuś.

Jakiś czas temu sytuacja się zmieniła.
Za każdym razem kiedy mąż wraca wieczorem z pracy Hanuszka już na sam dźwięk klucza radośnie odwraca główkę i niemalże podskakuje na swoich kolankach albo na moich rękach.
Nie ma mowy o tym, by tatusiowi udało się zdjąć kurtkę i buty - Hanuszka miało wyciąga rączki chwytając za kurtkę i sama niemalże wskakuje tatusiowi na ręce.

Choć większą część dnia Hanuszka spędza ze mną, to radość z jaką wita tatusia jest niesamowita.
Podobnie z resztą jak momenty, które spędzają razem na zabawach, wygłupach lub przytulaniu.

Jedyną rzeczą, której bardzo żałuję to to, że tak mało czasu spędzamy we trójkę.
Mało mam możliwości by napatrzeć się na to, jaka niesamowita więź tworzy się między nimi.
Mam nadzieję, że ta więź będzie się umacniała i zaowocuje w przyszłości.

Ojciec to przecież pierwszy mężczyzna w życiu małej kobietki.
Od relacji z nim zależy bardzo wiele w dorosłym życiu.

Im jestem starsza tym bardziej doceniam moje relacje z tatą. 
I tak, mogę o sobie powiedzieć, że jestem córeczką tatusia;)

Anjamit

Matka g. wie...

Do tej pory myślałam, że JA wiem NAJlepiej co dla mojego dziecka jest dobre.
Dziś przyszło rozczarowanie.
Dziś doznałam zetknięcia z rzeczywistością, która nie po raz pierwszy w mordę na opamiętanie dała, że to nie JA wiem.

A kto, jak nie JA?

Pani na ulicy wie lepiej czy mojemu dziecku nie za zimno, bo ONO przecież tylko kombinezon ma.
A kocyk to gdzie????
A to, że słonce świeci i do południa w tym słońcu jest ciepło i przyjemnie, to NIC. 
Sam kombinezon to mało.

Teściowa wie lepiej.
Zawsze i wszystko.
Że herbatka granulowana od 9 miesiąca zdrowa jest, bo przecież jest dla dzieci.
Że obiadki słoikowe i deserki firmy B i fimry G dobre są, bo zdrowe są.
Że cukier Młodej nie zaszkodzi.
Że moje dziecko głodne jest.
Że słabe...

O k***a, a jeśli ONO słabe, bo ja żreć słoiczków nie daję??????

Asystentka pana doktora od USG też wie lepiej, że dziecko mrożę.
Bo ONA ma zimne nóżki.
(Dotykam i owszem są, ALE LETNIE nie zimne)
A stópki to ma lodowate - tu fakt ma lodowate stópki, ale ja mam lodowate niemalże non stop.
Ten argument do pani nie dociera.
Ona i tak wie, że mrożę dziecko.
A to, że Młoda miała rajtuzy, spodnie, frotkowe skarpetki, kombinezon i buciki z powłoką THINSULATE i jechała na badanie samochodem, to wszystko i tak nic nie znaczy....
BO STOPY NIE MOGĄ BYĆ ZIMNE!!!!!!!!!!
NIGDY!!!!!!!

Właścicielka obecnego mieszkania też lepiej wie co my mamy.
No, na pewno nie małe dziecko.
A jeśli już to takie gorszej kategorii, co nie zasługuje na wymalowane ściany u panele podłogowe.
 Bo jak się wprowadzaliśmy, to zastały nas odrapane ściany i pękające płytki PCV na podłodze.
A pani znajoma, co się ma wprowadzać po nas, to przyjdzie kolor ścian wybrać i rzeczonych paneli, bo
"WIECIE, ONA MA MAŁE DZIECKO"

Nie wiem co mi w takim razie wyszło z brzucha, ale droga córko, najwyraźniej nie zasługujesz na panele i świeże ściany. Nie martw się na nowym mieszkaniu są.

A to linoleum wezmę i ni ch**** nie zostawię!

No.....
To wyszło szydło z worka.
Jak tak dalej pójdzie to się zrobię aspołeczna.
Zamknę się w mojej nowej garderobie, pozabieram wszystkie zabawki, a na drzwiach napiszę
"GET THE HELL OUT"




Poza tym Hanuszka wczoraj (15.11) skończyła 10 miesięcy:)
Ale o tym innym razem.


(Edit)
No to się okazuje, że nawet Małpa wie lepiej.
Ba! W dodatku uczyć może....

(Edit 17.11, godz. 9.50)

Czytając Wasze komentarze, musiałam uzupełnić treść posta, a raczej wyjaśnić pewną kwestię.
Ja naprawdę się nie przejmuję głupim gadaniem, bo stale robię to, co uważam sama za słuszne.
Irytuje mnie jednak to, że po moim stanowczym wyrażeniu swojej opinii pewne osoby dalej wchodzą w ostrą polemikę.
I albo stanę się kiedyś aspołeczna albo na kogoś nakrzyczę bardziej niż na panią asystentkę!
Amen.

A! I naprawdę nie zdołowało mnie spotkanie kliku mądrzejszych tego dnia osób.
:)



Anjamit

Odczarowana

 Odczarowałam się. 
W końcu.
To mieszkanie mnie zabijało.
Zabijało moją kreatywność, chęć robienia czegokolwiek, choć do życia...
Jest okropne więc nie wieszałam w nim żadnych praktycznie ozdób.
Schowałam je głęboko tak jak i całą moją kreatywność.
Chowałam przed tym mieszkaniem, chroniłam, nie wiem przed czym pragnąc zostawić wszystko na lepsze dni.
Sama świadomość tego, że wkrótce będzie inaczej odblokowała mnie.
Stopniowo wracam do siebie.
Mam pomysły, marzenia, które chcę zrealizować.
Wraca mój entuzjazm i poczucie własnej wartości.

Choćbym na nowym mieszkaniu miała jeść tynk ze ścian, to tu nie wrócę!

Czas powoli pakować pudła!

A to dowód mojego odczarowania:

Zrobiona z kawałków koronkowej firanki, perłowego guzika i starej podstawy z broszki....



Broszka, która może być gumką.
Gumka, która może być broszką:)






Kolejny przedsmak tego, co mam dla którejś z Was:)




Nawet kawę chce mi się robić lepszą:)
Od ponad roku nie robiłam tutaj żadnej innej poza zalaniem rozpuszczalnej w kubku...
Ta, "mrożona", z ciasteczkami i bitą śmietaną - wyborna:)




A do tego ciasteczka na osłodę i piękna pogoda za oknem.
Zaczyna być pięknie, mimo tego, że jeszcze ciężki okres przed nami wszystkimi.
Z różnych powodów.




Udanej środy!



P.S. Mimo kataru i lekkiego kaszlu idziemy na spacer, szkoda dnia, a Hanka siedząc w domu i tak nie wyzdrowieje - z resztą, czy można katar i resztki kaszlu nazwać chorobą?



Anjamit

Badamy

Konsultowałam się dziś z naszym lekarzem w sprawie Hankowej wagi.
Napiszę raz jeszcze - nie martwi mnie jej niska waga (ja sama byłam dzieckiem drobnym, a mój mąż to przecinek), a to, że w ciągu mniej więcej 3 miesięcy przybrała zaledwie pół kilograma.
Pan Doktor (przez duże P i duże D) sam stwierdził, że to kiepski wynik i trzeba to sprawdzić.
Zalecił morfologię z rozmazem i poziom żelaza, badanie moczu i usg brzucha.

Dziś pobraliśmy krew.
Płacze i krzyki Hanuszkowej buzi umarłego wyrwałyby z dna Hadesu, ale nie był to płacz z bólu, a raczej ze złości, bo przecież trzeba było dziecko unieruchomić...
Ale Hanuszka dała radę!

W czwartek zawozimy mocz do badania, w piątek z kolei mamy usg brzuszka.

Naprawdę mam nadzieję, że to kwestia raczkowania, nauki stawania i przygotowań do chodzenia.

Od teściowej zaś usłyszałam, że ona już dwa tygodnie temu zauważyła, że Hania się nie rozwija, że jest słaba i w ogóle....
Nie chciało mi się tego nawet komentować:/
Teściowa widziała, a dziś pielęgniarki w szoku były, że Hanka taka silna, bo w trójkę ją trzymaliśmy - tak się wyrywała.

Hanka wygląda normalnie, zdrowo i jest naprawdę silna.
Badania robię, bo to, że dziecko wygląda zdrowo nie musi być jednoznaczne z tym, że nic się nie dzieje.
Lepiej wszystko sprawdzić, żeby potem się nie martwić i nie pluć sobie w brodę.

A teraz z innej beczki:)
Zaczyna mnie ogarniać przeprowadzkowo - przedświąteczne szaleństwo. 
Szukam inspiracji na święta i do nowego mieszkania.
Już wiem, że na drzwiach będzie wisiał wieniec:)
Najpierw świąteczny, a potem jakiś inny - taki na stałe:)
O reszcie nie napiszę, bo zawsze jak się czymś pochwalę przedwcześnie, albo cieszę się, to nic z planów nie wychodzi.
Milczę więc:P
Chwalić będę się później:D



Anjamit

Badamy

Konsultowałam się dziś z naszym lekarzem w sprawie Hankowej wagi.
Napiszę raz jeszcze - nie martwi mnie jej niska waga (ja sama byłam dzieckiem drobnym, a mój mąż to przecinek), a to, że w ciągu mniej więcej 3 miesięcy przybrała zaledwie pół kilograma.
Pan Doktor (przez duże P i duże D) sam stwierdził, że to kiepski wynik i trzeba to sprawdzić.
Zalecił morfologię z rozmazem i poziom żelaza, badanie moczu i usg brzucha.

Dziś pobraliśmy krew.
Płacze i krzyki Hanuszkowej buzi umarłego wyrwałyby z dna Hadesu, ale nie był to płacz z bólu, a raczej ze złości, bo przecież trzeba było dziecko unieruchomić...
Ale Hanuszka dała radę!

W czwartek zawozimy mocz do badania, w piątek z kolei mamy usg brzuszka.

Naprawdę mam nadzieję, że to kwestia raczkowania, nauki stawania i przygotowań do chodzenia.

Od teściowej zaś usłyszałam, że ona już dwa tygodnie temu zauważyła, że Hania się nie rozwija, że jest słaba i w ogóle....
Nie chciało mi się tego nawet komentować:/
Teściowa widziała, a dziś pielęgniarki w szoku były, że Hanka taka silna, bo w trójkę ją trzymaliśmy - tak się wyrywała.

Hanka wygląda normalnie, zdrowo i jest naprawdę silna.
Badania robię, bo to, że dziecko wygląda zdrowo nie musi być jednoznaczne z tym, że nic się nie dzieje.
Lepiej wszystko sprawdzić, żeby potem się nie martwić i nie pluć sobie w brodę.

A teraz z innej beczki:)
Zaczyna mnie ogarniać przeprowadzkowo - przedświąteczne szaleństwo. 
Szukam inspiracji na święta i do nowego mieszkania.
Już wiem, że na drzwiach będzie wisiał wieniec:)
Najpierw świąteczny, a potem jakiś inny - taki na stałe:)
O reszcie nie napiszę, bo zawsze jak się czymś pochwalę przedwcześnie, albo cieszę się, to nic z planów nie wychodzi.
Milczę więc:P
Chwalić będę się później:D

 


Anjamit

Wiedziałam.....

Od jakiegoś czasu miałam przeczucia, że coś jest nie tak.
Pytałam wielu osób, czy Hanka nie jest za mała. 
Każdy mi mówił żebym nie przesadzała, że dziecko wygląda ok i że w ogóle kawał z niej baby.
Dziś u lekarza zważyłam i nie jest ok.

Hania ma 10 miesięcy (prawie) i waży 7600.
Na siatce centylowej jest na ostatniej kresce i nie robiłabym z tego tragedii, gdyby nie fakt, że w 7 miesiącu Hania ważyła 7100.

Jutro zwalniam się wcześniej z pracy i jedziemy na badania krwi.
Co prawda pani doktor dziś powiedziała, żeby się tym nie przejmować, bo są dzieci o niskiej wadze, w sumie ja zawsze sama miałam w dzieciństwie niską wagę.
Ale niska waga, a tak niski przyrost wagi to są dwie różne rzeczy.

Na razie nie panikuję, jeszcze....
Ale badania dla świętego spokoju pojedziemy zrobić.
 
 
Ktoś ma podobne doświadczenia???






Anjamit

Co oko widziało

Mamy małe zaległości, więc dzisiaj przegląd z dwóch tygodni:)

Tak było dwa tygodnie temu





Nowa galeria w Kielcach

Halloweenowy kotek;)

Najlepsza zabawa:)

Pierwsza kąpiel w pianie - żel z Babydream całkiem nieźle się pieni:)

Ja się tym zajmę...

...tym też:)

Prażona soczewica - na ciepło smakuje dobrze, na zimno.....nie

Brokuła:)

Większość zdjęć została zrobiona w domu, bo przecież Hanka chora od ponad tygodnia...

Usiłuję się dodzwonić do przychodni, ale bezskutecznie. 
Pewnie jak ktoś podniesie słuchawkę to się dowiem, że już nie ma miejsc do lekarza na dzisiaj:/
A z Hanką trzeba iść na kontrolę. Zwłaszcza, że dalej charkocze jak stary wargburg:/



Anjamit

Do Świętego...

Święty!
Piszę z prośbą, a dawno nie pisałam. Zawsze godziłam się z Twoimi wymysłami na podarunki dla mnie. 
Ale nie tym razem. 
W tym roku bardzo grzecznie proszę.
Błagam wręcz!
O samoładujący się motorek do zamontowania w tylnej części, ewentualnie o dodatkową parę nóg i niech będą to nogi Usaina. 
O dodatkową parę rąk, ewentualnie o maszynę do klonowania.
Poza tym o zwiększenie poziomu cierpliwości do + nieskończoności i poziomu wyrozumiałości  - również + nieskończoność...
Poza tym bardzo poproszę o aktualizację oprogramowania do:
męża - na model absolutnie niezawodny
teściów - w sumie wystarczy tylko jak wyłączysz im opcję "dobra rada"
dziecka - zegar się jej popsuł i teraz chodzi spać po północy:/ (p.s. melisa nie zawsze pomaga)
AAAAa i błagam wyłącz opcję narzekania w narodzie!
Zamiast niej przyda się wtyczka z napisem szacunek....
A i dla siebie proszę jeszcze o wydłużenie doby i otworzenie umysłu - jeszcze bardziej.
 
To chyba wszystko...
 
W sumie to przydałby mi się jeszcze wałek kuchenny:P


Zostawiam ciasteczka na parapecie.
Jak stwierdzisz, że figa z makiem, a nie spełnianie zachcianek, to chociaż o wałku pamiętaj...
Przyda się do załatwienia wieeeeeeeeeeeelu moich problemów:P




Anjamit

Uchylam rąbka tajemnicy...




Kolejne części się tworzą:)
Ktoś ma jeszcze ochotę?

Jeśli tak, to zapraszam:)
 






Anjamit

Weź się w garść!!!!!!!!!!!!

Złość mnie ogarnia ostatnio. 
Ogromna złość na samą siebie.
O to, żem taka uległa.

KONIEC I KROPKA!

Trzeba SWOJE życie i SWOJE sprawy wziąć we WŁASNE RĘCE.

Zła tez jestem na męża, bo kilka lat temu namówił mnie na pewną inwestycję. Wzięliśmy to na moje nazwisko, ale, że mąż się zna na sprawie, to miał się tym zająć.

Teraz się okazuje, że z ociekającej zajebistością wizji została niemalże 50% strata.......

No to teraz bawię się w inwestora, maklera giełdowego i inne uje muje....


Hanuszka nadal chora, więc ominie nas drugie spotkanie grupy zabawowej:/
Ale coż - co się odwlecze, to nie uciecze:)

Kochane, kalendarz się tworzy:)
Może potem podkręcę atmosferę i wrzucę jakieś zdjęcia na zachętę:)) 

Póki co idę się ekonomicznie dokształcić:P
Wyjścia nie mam...


Anjamit

Świateczne inspiracje - kalendarze adwentowe

Proszę mnie nie linczować, że w listopadzie mówię o Świętach:)
Trzeba mieć czas, żeby zgromadzić finanse na ozdoby lub by je przygotować:)

Rok temu chciałam przygotować kalendarz adwentowy, ale komplikacje z ciążą uniemożliwiły mi to.
W tym roku postanowiłam, że zrobię, choć nie ten, który zaczęłam, bo na to Hanka nie pozwala...
Wyhaftowanie 24 obrazków to tylko część pracy, a jaka ogromna!

Chciałam Wam dziś pokazać, to co mnie urzekło:)

arine-art

Weltbild.pl


Ushiilandia

Mama na zakupach

malowane.blox


Na miotle


Świat pasji

Ja na razie pomysłu na swój kalendarz nie zdradzę:)
Dziś zaczynam robić i uwaga:)
Robię dwa:)
Ten drugi dostanie któraś z Was:)



Zasady Zabawy:


Zabawa przeznaczona jest tylko dla osób, które do dnia dzisiejszego, tj 07.11.2012 dołączyły do grona obserwatorów.
To w podzięce za to, że jesteście, że czytacie, że wspieracie:)
Nowi obserwatorzy mile widziani, ale będą musieli poczekać na kolejna zabawę;)

Aby wziąć udział w zabawie należy zostawić wpis pod tym postem z chęcią wzięcia udziału w zabawie.
Za to jest 1 głos.
Drugi głos można otrzymać przez przesłanie na mojego maila Świątecznej inspiracji - koniecznie własnej, nie znalezionej w sieci (aczkolwiek może być inspirowana czyimś dziełem). Można opublikować na swoim blogu i wysłać do mnie link:)
Osoby z listy 10 najbardziej aktywnych komentatorów otrzymują dodatkowy głos:)

Możliwa wysyłka za granicę, jednak ze względu na to, że paczka będzie duża, zmuszona jestem o poproszenie podziału kosztów.

Zabawa trwa do 23 listopada.

Banerek można wziąć, ale nie trzeba:) 
Kto czyta i zagląda na moje strony i tak będzie wiedział:)))

Oczywiście zwycięzca zostanie wylosowany:)


No to co? Zaczynamy???

Anjamit

AddThis